sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 1

Minęły cztery lata. Cztery lata od kiedy wraz z rodziną przeprowadziliśmy się do tej dziury. Cztery lata od kiedy czuję, że coś lub ktoś mnie obserwuje. Cztery pełne lata żyję wciąż oglądając się za siebię by przekonać się, że nikogo tam niema. Cztery lata widywania tych dziwnych cieni na drzewach w lesie na który wychodzi okno mojego pokoju.
Teraz mam jedynie kilku przyjaciół w Przywidzu, który znajduje się właściwie może dwa kilometry za moim domem i Miłowie - małej wsi która leży wzdłóż tej samej drogi przy której znajduje się mój dom, ale za lasem oraz kilku znajomych w Poznaniu.
Rodzice wpadli w wir pracy, a młodszy o pięć lat brat żyje we własnym świecie gier komputerowych i nawet nie zwraca większej uwagi na to co dzieje się wokół niego.
Podsumowując jestem siedemnastoletnią dziewczyną, która mieszka w zabitej deskami norze i wszędzie ma daleko i musi chodzić wszędzie piechotę, albo jechać rowerem. Po prostu żyć nie umierać.
- Karolino Mario Kowalik, proszę natychmiast zejść na dół! - Po całym domu rozniusł się głos mojej matki. Przewróciłam oczami i wygramoliłam się z łóżka. Przeszłam przez długi korytarz starego domu i zeszłam do jadalnio-kuchni gdzie znajdowała się Elżbieta Kowalik - Szerlec przez mojego ojca Kamila Kowalika nazywana żoną, a przezemnie i mojego brata Dawida nazywana matką.
- Kochanie pomóż mi nakryć do stołu. - Powiedziała wyciągając tależe z szafki przez co musiała stanąć na palcach. Była bardzo niska co było dosyć śmieszne gdyż była niższa od nas wszystkich włącznie z moim dwunastoletnim bratem.
- Dobrze mamo. - podeszłam do niej i odebrałam od niej naczynia. Ale chwilę... Czemu jest ich osiem?
- Spodziewamy się kogoś? - Zapytałam wciąż stojąc w tym samym miejscu.
- Tak, kochanie. Zaprosiłam na obiad państwa Bojan. Nie rób takiej miny skarbie. Pan Bojan jest moim nowym współpracownikiem i niedawno przeprowadził się do Gromadzina wraz z rodziną. Swoją drogą ma syna w twoim wieku ... - Przestałam jej słuchać i zaczęłam roznosić talarze, a następnie sztućce, szklanki oraz potrawy, które już były gotowe.
-Kochanie idź się przebrać, a ja pójdę do twojego brata. - Zwróciła się do mnie, a ja szybko pobiegłam do swojego pokoju poszukać jakiś bardziej oficjalnych ubrań od tych, które mam obecnie na sobie.
Przez chwilę czułam to okropne uczucie, które towarzyszy mi od kilku lat.
Ignoruj to.
Wyciągnęłam z szafy ubrania typu galowego i szybko je na siebie założyłam. Zostawiłam moje blond włosy w spokoju tylko je rozczesałam. Użyłam moich ulubionych perfum.
Nienawidzę tych wszystkich spotkań. Moja mama zaprasza do nas prawie każdą rodzinę od kiedy się tu wprowadziliśmy,na ja non stop muszę chodzić z wielkim uśmiechem na twarzy i udawać idealną córeczkę z idealnej rodziny. Tak jest za każdym razem. Pełno wymuszonych uśmiechów, śmianie się z tragicznych żartów oraz wysluchiwanie nudnych opowieści.
Z niechęcią zeszłam na dół i zauważyłam, że kapelusz ojca oraz jego aktówka leżą w salonie, a jego gruby czarny płaszcz wisi na wieszaku obok ciężkich ciemnych drzwi wejściowych, więc musiał już wrócić.
Nawet się nie przywitał.
Właśnie miałam usiąść na kanapie i włączyć telewizor kiedy po domu rozniusl się dźwięk dzwonka.
-Karolinko, skarbie otwórz drzwi.
-Tak mamo. - Dzisiejszego dnia tak jak żadnego innego z posłuszeństwem wykonywałam wszystkie zadania, które zleciła mi matka. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi i je otworzyłam przez co do wnętrza wleciało lodowate późno-listopadowe powietrze.
- Dzień dobry państwu. Proszę wejść.- przywitałam się z małżeństwem Bojan wskazując prawą ręką wnętrze domu.
- Witam młoda damo. Zapewne Karolina?- Pan Bojan wyciągnął dłoń w moim kierunku.
Wow, młoda damo.
- Nazywam się Edmund to moja żona Elżbieta, a to Jan i Roksana.- Przedstawił swoją rodzinę po wejściu do domu kolejnie wskazując na każdego z jej członków. Wszyscy mieli kruczo-czarne włosy, które kontrastowały z ich bladą cerą oraz jasne brązowe oczy, za wyjątkiem Jana, którego oczy zdawały się mieć kolor ciemnego karmelu, w których dało się dostrzec czerwone zacieki, ale nie mogłam zbyt długo w nie patrzeć gdyż dostawalam ciarek patrząc w jego oczy. Ogólnie Jan wyglądem dostawał od swojej rodziny. Wszyscy byli weseli i ubrani jasno, a on miał na sobie czarne rurki oraz czarno-czerwoną koszulę w kratkę. Na jego twarzy widać było zirytowanie? A może to po prostu niezadowolenie przeprowadzką. Bo co innego to mogło być?
- Zapraszam do jadalni.- Wskazałam na ciężkie dwuskrzydłowe drzwi. Wszyscy ruszyli za mną. Jan szedł ociagajac się z tyłu, a ja mogłam poczuć jego nieprzyjemny wzrok na sobie. Otworzyłam szeroko drzwi i poczekałam, aż wszyscy przez nie przejdą. Gdy Jan mnie mijał obrócił głowę w moim kierunku i zajrzał w moje oczy. Czułam się tak jakby zaglądał w mogą duszę, a po moim ciele znów przeszła fala dreszczy co dało się zauwarzyć na moich rękach.
Zerwałam kontakt wzrokowy, zamknęłam drzwi i szybko zajełam miejsce przy stole miedzy moją matką i bratem. Niestety zostało jedno wolne miejsce naprzeciw mnie, które miał zająć Jan.
Na moim talerzu leżała już polowa piersi z kurczaka w złotej panierce, ziemniaki posypane koperkiem oraz sałata polana śmoetaną z cukrem.
Mogłabym przysiąść, że aż się śliniłam na widok tego pysznego jedzenia. Gdy brałam pierwszy gryz kurczaka poczułam mrowienie na całym kręgosłupie. Podniosłam wzrok,a moje oczy znów spotkany się z brązowo czerwonymi oczami Jana, w których widziałam male tańczące ogniki, lecz gdy skupiłam się na jego twarzy dostrzegłam nikły uśmiech, choć może to był grymas? W każdym bądź razie odechciało mi się jedzenia.

*

Przez cały posiłek nie zjadłam prawie niczego. Ciągle czułam na sobie jego wzrok. Tak jakby wypalał dziurę w mojej skurze.
Po obiedzie zabralam Roksanę do swojego pokoju i zaczęłam z nią rozmawiać. Dowiedziałam się, że ma osiemnaście lat i uwielbia 5 Second of Summer - tak jak ja. Od razu złapałyśmy kontakt. To dla mnie coś nowego. Mówiła też, że jej brat ma ciężki temperament, a jak ma gorsze dni to zachowuje się jak straszny bufon w co nie trudno było mi uwierzyć.
Leżałyśmy we dwie na moim łóżku i śmiałyśmy się z byle powodów. To miła odmiana od tego co dzieje się na codzień.
- Kto jest twoim ulubieńcem?- Zapytała odwracając głowę w moją stronę.
- Definitywnie Mikey. On jest jak taka mała słodka małpka z kolorowymi włosami.- zaśmiałam się. - A twoim?
- Luke. Ale wyobraź to sobie!- szybko wstała z łóżka i stanęła naprzeciw mnie.- Moje metr siedemdziesiąt cztery i jego metr dziewięćdziesiąt dwa. To by wyglądało komicznie!
-To wyobraź go sobie przy mnie i moim metr sześćdziesiąt pięć.-zaśmiałam się.
Chwilę później do pokoju weszła mama mówiąc, że rodzice Roksany już się zbierają. Na pożegnanie wymieniłyśmy się numerami i twitterami oraz mocno przytuliłyśmy.

*

Jest już trzecia rano, a ja leże w łóżku i tweetuje z Roksaną i kilkoma innymi osobami i RT'uje fajne tweety.
Z przyzwyczajenia spojrzałam w okno. Od razu tego pożałowałam. Między drzewami dostrzegłam zarys postaci i czerwone oczy patrzące prosto na mnie. Patrzyłam na postać z przerażeniem, a gdy zamknęłam oczy na dłuższą chwilę i znów spojrzałam w tamto miejsce, niczego tam nie zauważyłam oprócz śladów butów na śniegu.
Błyskawicznie napisałam na twitterze, że jestem już zmęczona i idę spać co było oczywiście kłamstwem i odłożyłam telefon na stolik nocny. Coś mi się wydaje, że dzisiaj nie zmrużę oka.

#

Przepraszam za wszystkie literówki - pisałam na tablecie, a na nim jest ciężko dopilnować znaków przez autokorektę.
Mam nadzieję, że opowiadanie się podoba i dalsza cześć również się spodoba  :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz